M dawno temu pracował na polu kalafiorów. Od tego czasu nie znosi kalafiora - podobno jego zapach jest nie do zniesienia. Stwierdził jednak, żebym przygotowała mu niespodziewanie coś z kalafiorem, co nie przypomina kalafiora. Pomysł ten długo czekał, aby M zapomniał co mówił.
W końcu postanowiłam zrobić kotleciki kalafiorowe. Jak dla mnie pyszne, M też się zajadał, choć mówił "obiad bez mięsa, to nie obiad". Mimo tego nie potrafił zidentyfikować składników kotlecików.
Na obiad był również zaproszony doktorek, który był zamieszany w spisek. Patrzył z uśmiechem jak M kładzie na talerz kolejne porcje. Uśmialiśmy się co nie miara, gdy M dowiedział się z czego są kotlety. Oczywiście zapomniał o tym, co kiedyś mi mówił - dalej utrzymuje, że to niemożliwe.
Kotleciki były bardzo dobre, jednak lekko się rozpadały zarówno przy smażeniu jak i jedzeniu. Są bardzo proste w wykonaniu, jedyną trudnością jest ich smażenie (trzeba obracać je bardzo delikatnie, aby się nie rozwaliły).