Noże

Noże

sobota, 5 grudnia 2015

Wracam po długiej przerwie, czyli przygody z remontem

Remont. Miał być krótki, skromny. "Góra 2 tygodnie" - mówił M.
Zaczęliśmy w marcu, jeszcze nie skończyliśmy...

Przynajmniej mam już swoją wymażoną kuchnię!

Zobaczcie jak wyglądała przed, w trakcie i po.
A już wkrótce, będę dalej wyżywać się kulinarnie.

 PRZED...

Tak wyglądała nasza kuchnia zaraz po zakupie mieszkania.














Najbardziej w tej kuchni kochałam stary piec, z którego ciągle leciał uroczy czarny pył. Moim faworytem była też lodówka - mała (w dodatku dzielona z naszym współlokatorem!), z najmniejszym zamrażarnikiem jaki w życiu widziałam oraz ledwo dychająca.

...W TRAKCIE...

To jest najciekawsza część... Oj działo się!

Zaczęło się tragicznie. Gdy weszłam do domu po pracy, myślałam że chłopaków zatłukę. "Moja podłoga! Wy wandale!" - krzyczałam.


Od razu w całym mieszkaniu pojawiły się kartony. Zaczęła się wielka demolka. M się rozkręcał: "tę ścianę wywalamy, tę też, o i ta też mogłaby zniknąć". Byłam przerażona, bo w naszym 60m mieszkaniu wcale nie ma tak dużo ścian...


W czasie, gdy chłopaki bawili się w demolkę, ja zajęłam się planowaniem. M z racji swojego wykształcenia, narysował mi rzut mieszkania, który wydrukowałam niezliczoną ilość razy i kombinowałam.
Początkowe ustawienie pomieszczeń: kuchnia, sypialnia i duży salon zostało w rezultacie zastąpione kuchnią z salonem, sypialnią i małym pokojem.


W międzyczasie jeździłam po salonach meblowych (nigdy nie byłam tyle razy w Ikea co w ostatnich 6 miesiącach!) i planowałam jak będzie wyglądała moja wymarzona kuchnia. Mierzyłam, rysowałam, robiłam zdjęcia, zwracałam uwagę na każdy szczegół - wszystko po to, żeby mieć idealne miejsce do gotowania.


A w mieszkaniu burzyli i budowali na zmianę. A ja dalej biegałam i oglądałam lodówki, kuchenki, kafelki, wannę, umywalki, krany, farby... Starsznie było tego dużo!


Kuchnia zaczynała wyglądać caraz lepiej :)


W końcu się udało, wyszliśmy z "brudnej" części remontu! Nadszedł czas na uzupełnienie dziur w podłogach po wyburzonych ścianach oraz na cyklinowanie.


W międzyczasie nastał sezon ogórkowy. Nie mogłam sobie odpuścić i ogórki robiłam u siostry, która nie była z tego powodu najszczęśliwsza - w końcu 30kg ogórków nie robi się w jeden wieczór.



Wstawiłam sobie kanapę (z pomocą kolegów z klubu - dzięki chłopaki!, bo M był na robocie) i nie pozostało mi nic poza czekaniem na meble... i oczywiście dalszym jeżdżeniem po sklepach.


No i w końcu pojawiły się nasze upragnione, długo wyczekiwane mebelki. Cały dzień przycinania, ustawiania i montowania. Teoretycznie byłam w pracy, a w praktyce co 2 godziny przyjeżdżałam zobaczyć efekty (dobrze, że do pracy jadę 3-5 minut).

                            

...I PO!

Panowie zapomnieli tylnej płyty od wyspy i dowieźli ją tydzień później, ale ten etap już uznawałam za "po". W końcu mogłam coś ugotować :) Koniec codziennego jedzenia na mieście i gotowania na kuchence turystycznej!

Teraz kuchnia wygląda tak:

CDN :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz